Złe słowa w złym czasie
Złe słowa w złym czasie
Słowa sekretarza skarbu USA rozpętał ostatnią spiralę wyprzedaży dolara, który już wcześniej był z pogardą traktowany przez inwestorów. Spekulacje o wojnach handlowych mogą szybko przerodzić się w wojny walutowe. Zadanie prezesa EBC M. Draghiego dziś po południu stało się jeszcze trudniejsze.
Sekretarz skarbu USA Greg Mnuchin pozwolił sobie wczoraj na nietypowy komentarz, jak na funkcję, która pełni. Powiedział, że „naturalnie słaby dolar jest dobry dla nas, gdyż przysparza handlu i możliwości”. Tym samym Mnuchin zapisał się na kartach historii jako pierwszy sekretarz skarbu od wczesnych lat 90., który nie agituje za silną walutą. Powiedzieć, że dolało to oliwy do ognia, to jak nic nie powiedzieć.
Rynek od pewnego czasu krążył wokół tematu nasilenia protekcjonizmu przez administrację prezydenta Trumpa i odnowienie wojen handlowych i wczoraj dostał dowód, by bez oporów porzucać dolara. A sam Mnuchin jest w błędzie. Słaby dolar może i pomoże krajowym eksporterom konkurować na rynkach zagranicznych, ale USA więcej importują niż eksportują, zatem deprecjacja dolara rozdmucha ich deficyt handlowy.
Obstawianie przez rząd słabości waluty podkopuje zaufanie do dolara jako waluty rezerwowej i odstrasza kapitał zagraniczny chcący inwestować w USA. Oczywiście prezydent Trump może uważać, że gospodarka USA jest sama wszystko wytworzyć i nie potrzebuje „złego” importu, który zabiera prace uczciwym Amerykanów? Powodzenia z tym tokiem myślenia.
Dolar ma za sobą ciężkie 24 godziny i choć pierwsze takty w Europie przynoszą próby odreagowania, to równie dobrze może być to przystanek przed kolejną falą osłabienia. Jednak przecena dolara to równocześnie silna aprecjacja innych walut i rodzi się pytanie, czy i kiedy usłyszymy odzew ze strony władz. A nawet jeśli pojawia się werbalne interwencje przeciw umocnieniu lokalnych walut, czy rynek rzeczywiście się zatrzyma?
Najbliższa okazja do komentarza to oczywiście konferencja prasowa prezesa EBC Mario Draghiego, który ma jeszcze trudniejsze zadanie wybrzmieć gołębio, niż to się mogło wydawać na początku tygodnia. Trzeba jednak pamiętać, że rajd EUR/USD to przede wszystkim słabość USD. Jeśli popatrzymy na zachowanie indeksu EUR ważonego wolumenem handlu, aprecjacja unijnej waluty nie jest tak dramatyczna (od poprzedniego posiedzenia EBC w grudniu indeks wzrósł o 1.5 proc., kiedy EUR/USD zyskał 5 proc.).
To daje pewne pole manewru dla EBC, ale z drugiej strony, jeśli Draghi nie zastosuje swojej magii i nie powstrzyma zmian na rynku walutowym, kolejna fala wzrostów EUR/USD będzie już zasługą kupowania euro.
Powyższy tekst stanowi wyraz osobistych opinii i poglądów autora i nie powinien być traktowany jako rekomendacja kupna bądź sprzedaży papierów wartościowych.
Konrad Białas