Witczak: polityczne perypetie wykreowały nowy obraz
Witczak: polityczne perypetie wykreowały nowy obraz
Euro umacnia się od początku roku, a generalny trend potwierdzano u progu stycznia, marca oraz kwietnia. Potem się zresztą zaostrzył. Owszem, 8 maja chwilowo potwierdziła się linia spadkowa po maksimach z 3 maja i 9 listopada 2016, tak więc mogło się wydawać, że dolar trochę odetchnie, ale szybko zaczęła się nowa faza aprecjacji euro.
Po pierwsze, pojawiły się sugestie Der Spiegel, iż EBC ma zamiar od lipca zacząć oswajać inwestorów z perspektywą ograniczania skali operacji QE. Po drugie, pojawiły się wątpliwości co do tego, czy Fed istotnie wykona trzy podwyżki w tym roku i czy nie zostanie przypadkiem wdrożona operacja redukcji bilansu, która raczej nie mogłaby iść w parze z ruchami na stopach. Ale ostatecznym katalizatorem zmiany obrazu okazały się sensacje polityczne.
Donalda Trumpa oskarżono o to, że naciskał szefa FBI Jamesa B. Comeya, aby ten zamknął śledztwo w sprawie rosyjskich powiązań Michaela T. Flynna, byłego doradcy Trumpa do spraw bezpieczeństwa. Do tego dochodzi kwestia prawdziwego czy rzekomego ujawnienia przez Trumpa tajnych i poufnych informacji amerykańskich służb podczas spotkania z Rosjanami. Mówi się też, że Trump naciskał na Comeya, by ten zatrzymał czy też aresztował nieprzychylnych Trumpowi dziennikarzy. Wrogowie Trumpa mówią nawet, że należałoby wszcząć procedurę impeachmentu wobec Trumpa.
Samo w sobie to niepokojące dla rynków, gdy w USA robi się politycznie gorąco. Ale w dodatku rzecz może mieć bardziej bezpośrednie przełożenie gospodarcze: kłopoty Trumpa opóźnią lub uniemożliwią wprowadzenie szerokiego programu obniżenia podatków czy ogólnie różnych koncepcji ekonomicznych.
Ba, można dodać, że np. główny ekonomista Goldman Sachs, p. Jan Hatzius, ogłosił, iż traci wiarę w to, że Fed będzie zdolny wykonać dwa ruchy w górę na stopach procentowych w tym roku (tzn. jeszcze dwa, po marcowym zacieśnieniu). Rynek pracy ma się dobrze, ale inflacja nie jest wystarczająco wysoka.
Mamy już poziomy rzędu 1,1115 i wyższe. Tymczasem trzeba pamiętać, że od 2,5 roku wykres generalnie porusza się w konsolidacji od 1,04 do 1,17. Tym samym pole do aprecjacji euro jest jeszcze spore, szczególnie jeżeli EBC faktycznie "wyjastrzębi" co najmniej retorykę, jeżeli nie faktyczne działania.
Złoty oczywiście zarabia na fali aktualnych zmian. Na dolarze mamy już 3,76, a tak naprawdę dało się łapać i niższe poziomy. Otwarta jest droga do 3,70. Na EUR/PLN mamy 4,1760, ale wczoraj w nocy notowano zejścia i do 4,15.
Jasne, im niżej, tym głośniej można powiedzieć: "czas na korektę". Pytanie tylko o jej moment i skalę. Przełamano istotne wsparcia, a na euro-złotym także pięcioletnią linię wzrostową (por. minima z 10 sierpnia 2012 i 6 czerwca 2014). To nie jest błaha sprawa. Oczywiście złoty łatwo się "pompuje" czy to nagłymi wydarzeniami, czy zwykłą spekulacją - i szybko potem traci, ale jednak traci też w pewnych granicach.
Możliwe więc, że weszliśmy w nowe strefy 3,70 - 3,80 oraz 4,10 - 4,20 - i że to w nich będą się rozgrywać przyszłe wydarzenia w przyszłych dniach, może tygodniach. Co innego, gdyby Trump całkiem poradził sobie z kłopotami, a Fed utrzymał klarowny, jastrzębi przekaz. Wtedy trendy na parach złotówkowych mogą zacząć się odwracać, co ucieszyłoby sprzedawców euro i dolara.
Dziś poznamy decyzję RPP w sprawie stóp procentowych. Zmiany niemal na 100 proc. nie będzie, a w dodatku generalne nastawienie RPP jest raczej takie, że na razie stopy należy utrzymać. Ba, panowie Osiatyński, Sura czy Glapiński (oraz pani Ancyparowicz) są za ich utrzymaniem przez rok i dłużej.
Powyższy tekst stanowi wyraz osobistych opinii i poglądów autora i nie powinien być traktowany jako rekomendacja kupna bądź sprzedaży papierów wartościowych.
Tomasz Witczak