Witczak: graniczne chwile na euro
Witczak: graniczne chwile na euro
Na eurodolarze mamy sytuację graniczną. Rynek testuje maksima z 29 sierpnia, jest już w okolicach 1,2075-80.
Jeśli uda się podejść jeszcze trochę wyżej, to dotychczasowy, tzn. trwający od kilkunastu dni, zakres wahań zostanie pokonany. Eurodolar wejdzie na kolejne pięterko, tak jak wcześniej był na piętrze 1,1825 - 1,2070, a jeszcze wcześniej w rejonie 1,1670 - 1,19.
Tak więc na wykresie zdarzają się krótkie (coraz krótsze?) fazy konsolidacyjne, a jednak ostatecznie euro kontynuuje swój rajd, trwający od początku roku. Rajd ten pozwolił po drodze na rozbicie konsolidacji najdłuższej, bo 2,5-letniej, w obszarze 1,04 - 1,17. Ale to już historia.
Wczoraj Mario Draghi nie chciał lub nie potrafił być gołębi. Wstawki o tym, że kurs walutowy jest ważny albo o tym, że polityka monetarna na razie powinna być łagodna - zostały zbyte machnięciem ręki przez graczy. Ważniejsza stała się sugestia, że jesienią EBC przedstawi swoją decyzję na temat "dostosowania" programu QE, czyli zapewne jego ograniczenia.
Poza tym mieliśmy słaby odczyt z USA na temat liczby wniosków o zasiłek: w tygodniu było ich 298 tys., a oczekiwano 241 tys. Przypomnijmy, że payrollsy też były ostatnio mizerne, w szczególności wzrosło trochę bezrobocie. Cóż, gołębie w FOMC będą miały dobre argumenty na rzecz swojej mantry o 'konieczności obserwowania sytuacji', 'nie podejmowania pochopnych decyzji', 'wciąż istniejących wątpliwościach co do rynku pracy' itd.
Dziś poznaliśmy finalny odczyt PKB Japonii za II kw. 2017, wyniki okazały się słabsze od prognoz, np. annualizowany rezultat to 2,5 proc., oczekiwano 2,9 proc. Chińskie dane o eksporcie i imporcie rozbiegły się: eksport był nieco gorszy od prognoz, import lepszy. Właśnie napłynęły dane niemieckie o lipcowym eksporcie i imporcie, w obu kategoriach mamy rozczarowanie. Np. oczekiwano 1,2 proc. m/m w eksporcie, a było 0,2 proc.
O 8:45 poznamy produkcję przemysłową Francji za lipiec, o 9:00 analogiczny odczyt dla Turcji, o 10:30 przemysłowe wieści napłyną z Wielkiej Brytanii. O 14:30 mamy payrollsy kanadyjskie: bezrobocie, zatrudnienie itd. O 15:45 wypowie się Patrick Harker z Rezerwy Federalnej.
Euro-złoty lokuje się na 4,2485. Nie neguje to naszej (hipo)tezy o potwierdzeniu się generalnego ntrendu wzrostowego, mierzonego linią po minimach z maja i lipca. Nie znaczy to jednak, że wartość złotego wyparuje nam jak dżin (lub gin) z butelki tudzież jak kamfora. Nawet gdybyśmy mieli tracić, to i tak 4,30 pozostaje granicą.
Co więcej, dziś (zapewne po południu lub wieczorem) powinniśmy poznać efekty przeglądu ratingu Polski w wykonaniu agencji Moody's. Pogorszenia ratingu czy perspektywy nikt się nie spodziewa, biorąc pod uwagę choćby to, jak wielką podwyżkę prognoz PKB agencja nam ostatnio zafundowała. Ruchy polepszające mogą jednak być blokowane niepewnością co do sytuacji prawno-instytucjonalnej w Polsce; w każdym razie może być to jakiś pretekst do utrzymania obecnych wartości.
Dolar stoi po 3,5170. To znamienne. Przebiliśmy minima z roku 2015. Teoretycznie może nam to otworzyć drogę nawet do kursów rzędu 3,38 - 3,39, choć oczywiście nadal jest szansa, że gracze się opamiętają. Ale nie jeśli eurodolar będzie nadal rósł.
Powyższy tekst stanowi wyraz osobistych opinii i poglądów autora i nie powinien być traktowany jako rekomendacja kupna bądź sprzedaży papierów wartościowych.
Tomasz Witczak