Nowa stara NAFTA
Nowa stara NAFTA
W piątek na europejskich rynkach zapachniało paniką. Po rozczarowującym budżecie przedstawionym przez nowe włoskie władze tamtejsza giełda traciła nawet 5 proc. Ponieważ mowa o najbardziej zadłużonej gospodarce w Europie, szybko przełożyło się to na inne rynki, w tym polski. Nowa umowa handlowa w Ameryce Północnej została zawarta, zatem w dobrym momencie - pozwoliła odwrócić uwagę inwestorów od problemu.
Wczoraj upływał termin na uzgodnienie porozumienia handlowego pomiędzy USA, Kanadą i Meksykiem, tak, aby mogło ono zostać podpisane jeszcze przez odchodzącego prezydenta tego ostatniego kraju. USA i Meksyk już wcześniej osiągnęły wstępne porozumienie, ale bez Kanady byłoby ono potencjalnie mniej trwałe, a dla tej ostatniej brak wolnego handlu z USA oznaczałby gospodarcze problemy.
Dlatego pomimo odmiennych interesów i chyba przede wszystkim agresywnej retoryki prezydenta Trumpa wymierzonej w tradycyjnego sojusznika z północy udało się osiągnąć porozumienie. Stało się to pozytywnym impulsem dla dolara kanadyjskiego i przede wszystkim meksykańskiego peso, które jest dziś zdecydowanie najmocniejszą walutą, wyłamując się z ogólnie niekorzystnego obrazu na rynkach wschodzących.
Porozumienie widać też w notowaniach kontraktów na amerykańskie indeksy, które tym samym znalazły dobry powód do zignorowania europejskich kłopotów, a także w... Japonii, gdzie indeks Nikkei225 powędrował do poziomu najwyższego od kilkudziesięciu lat. Samo porozumienie ma też drugą stronę medalu. Widać, że administracja Trumpa próbuje szukać sojuszników w handlu po to, aby skoncentrować się na konflikcie handlowym z Chinami.
W ten scenariusz wpisuje się porozumienie z Koreą Płd. oraz otwarcie rozmów handlowych z Japonią. Tymczasem konflikt handlowy z Chinami zdaje się znajdować swoje odzwierciedlenie w danych – we wrześniu spadek odnotowały obydwa chińskie indeksy PMI dla przemysłu, a ten sporządzany przez Markit znalazł się na poziomie 50 pkt., tj. pomiędzy ekspansją a recesją.
Porozumienie USMCA, bo tak nazywać będzie się nowa wersja NAFTY, przykrywa trochę „włoski kryzys”, ale go nie zażegnuje. Nadal mamy budżet, który miał być pierwotnie odpowiedzialny, a prowadzi do dużego wzrostu deficytu w okresie względnie dobrej koniunktury. W weekend próbował go tłumaczyć minister Tria, który przegrał batalię z politykami.
Inwestorzy nie wiedzą na razie, czy to dobrze, że technokrata został, bo jest głosem rozsądku w rządzie populistów, czy też źle, bo oznacza to, że będzie jedynie administratorem politycznych liderów. Rzym czeka w tej kwestii starcie z Komisją Europejską, także rynkowo temat ten będzie dawał się we znaki. Dziś rano euro pozostaje pod presją, co odbija się też na notowaniach złotego.
Warto wrócić też do indeksów PMI, bo te generalnie ponownie zaskakują negatywnie. Zdarzają się co prawda wyjątki takie jak Australia czy Szwecja, ale w większości przypadków mamy negatywne zaskoczenia. Nieciekawy obraz rysuje się w Europie – indeksy odnotowały spadki m.in. w Hiszpanii, Szwajcarii, w Czechach i na Węgrzech. W Polsce przemysłowy PMI zanurkował do 50,5 pkt. – to wartość najgorsza od października 2016 roku, kiedy gospodarka rozwijała się w tempie 2,5 proc.
Co więcej, jest to trzeci miesiąc silnego spadku tego indeksu. Co prawda, jak do tej pory nie znajdowało to przełożenia na dane o produkcji, jednak tak gwałtowne pogorszenie w połączeniu z niekorzystną tendencją w całej Europie musi być niepokojące. Dziś uzupełnieniem tego obrazu będą dane z USA, które do tej pory były rewelacyjne. Indeks ISM zostanie opublikowany o 16:00.
Tymczasem o 9:35 za euro płacimy 4,2838 złotego, dolar kosztuje 3,6986 złotego, frank 3,7685 złotego, zaś funt 4,8231 złotego.
Powyższy tekst stanowi wyraz osobistych opinii i poglądów autora i nie powinien być traktowany jako rekomendacja kupna bądź sprzedaży papierów wartościowych.
Przemysław Kwiecień