Korea na językach
Korea na językach
Niewykluczone, że jest to tylko temat sezonu ogórkowego. Zwłaszcza, że władze wyspy Guam, której atakiem mieliby grozić Koreańczycy, poinformowały, że nie otrzymały informacji z Białego Domu o podniesieniu alertu zagrożenia. Emocjonalna i nie do końca przemyślana wypowiedź prezydenta Trumpa na Twitterze, spotkała się z równie niezbyt rozsądną odpowiedzią Pjongjangu.
Wprawdzie reżim staje się coraz bardziej nerwowy w obliczu coraz ostrzejszych sankcji, które odbiją się ekonomicznie, a więc i społecznie, ale wątpliwe jest, aby to Kim Dzong Un chciał rzeczywiście sprowokować militarny konflikt. Tym samym bardziej prawdopodobna jest wojna na słowa i to coraz „poważniejsze” ze względu na „polityczny temperament” obu stron. Rzeczywista wojna nie opłaca się nikomu – ani reżimowi, który ostatecznie ją przegra, ani też USA, które wtedy zaangażowałyby się w długotrwały militarny konflikt (większość terenu Korei Północnej jest górzysta), a później najpewniej musiałyby przejąć na siebie proces zjednoczenia obu Korei (pytanie na ile dla nich opłacalny ekonomicznie).
Niemniej koreański wątek skutecznie wyrwał dzisiaj rynki z wakacyjnego marazmu. Włączenie trybu „risk-off” sprawiło, że kapitał uciekał z bardziej spekulacyjnych inwestycji w ostatnim czasie w stronę bardziej bezpiecznych aktywów. Liderami wzrostów na rynku FX były w środę szwajcarski frank dla którego pojawiła się w końcu mocniejsza przesłanka do korekty mocnego osłabienia z przełomu miesiąca, a także japoński jen. Z kolei słabością przykuwało euro, waluty surowcowe, oraz korona szwedzka.
Poniższy wykres nie przedstawia popularnej pary EUR/CHF, a ujęcie USD/CHF i to w ujęciu tygodniowym. Tu dobrze widać, że słabość CHF z końca lipca i początku sierpnia znacznie ułatwiła... budowę podstawy pod ewentualne odwracanie się trendu w stronę USD w najbliższych tygodniach. Tym samym obserwowana dzisiaj siła CHF może okazać się tylko krótkoterminowym odreagowaniem – jeżeli przyjmiemy przedstawioną w pierwszym akapicie narrację „wojny na słowa” do której rynki szybko się przyzwyczają. Tymczasem w średnim i dłuższym terminie korekta jest bardziej prawdopodobna w przypadku USD, o czym już pisaliśmy w ostatnich dniach, chociaż jeszcze przez ten miesiąc możemy być świadkami procesu tzw. ubijania dna.
Dzisiaj rynek otrzymał ciekawe dane z USA, które zignorował. Tymczasem według wstępnych szacunków wydajność pracy wzrosła w II kwartale o 0,9 proc. k/k wobec 0,1 proc. k/k po korekcie w poprzednim okresie. Wprawdzie koszty pracy zwiększyły się jedynie o 0,6 proc. k/k, ale uwagę przykuwa mocna rewizja poprzednich danych do 5,4 proc. k/k z 2,2 proc. k/k. Wzrost wydajności pracy może być sygnałem poprawy perspektyw wzrostu gospodarczego w kolejnych kwartałach. Jutro ważne dane o inflacji PPI, a w piątek kluczowe CPI.
Na tygodniowym ujęciu koszyka dolara widać, że rosną szanse na wyrysowanie formacji gwiazdy porannej zapowiadającej zmianę trendu, chociaż z jej oceną należy poczekać do piątkowego wieczora.
Dzisiaj w centrum uwagi będzie jeszcze NZD/USD ze względu na wieczorny komunikat RBNZ (decyzja o godz. 23:00). Raczej trudno będzie o to, aby bank centralny próbował wychodzić przed szereg sugerując jakieś ruchy na stopach procentowych w nieodległej przyszłości, ale to rynek już wie. Kurs NZD jest słaby już od kilku dni. Stąd też niewykluczone, że paradoksalnie może pojawić się pole do krótkoterminowego spekulacyjnego odbicia, jeżeli sygnały z RBNZ nie będą aż tak „gołębie”, jak tego się obawiano.
Niemniej na dziennym układzie NZD/USD widać, że trend spadkowy jest silny – wspiera go też układ wskaźników – stąd też nawet, jeżeli dojdzie do odbicia to trudno o to, aby było ono czymś trwalszym. Przy 0,7370 można już wskazać silny opór w postaci m.in. linii spadkowej trendu.
Powyższy tekst stanowi wyraz osobistych opinii i poglądów autora i nie powinien być traktowany jako rekomendacja kupna bądź sprzedaży papierów wartościowych.
Marek Rogalski