Kiepas: Draghi przerwał korekcyjne umocnienie złotego
Kiepas: Draghi przerwał korekcyjne umocnienie złotego
Piątkowy poranek upływa pod znakiem stabilizacji notowań polski par na poziomach zbliżonych z wczorajszego zamknięcia, po tym jak w czwartek złoty stracił na wartości, co zakończyło obserwowaną od początku tygodnia jego dobrą passę. O godzinie 09:46 kurs EUR/PLN testował poziom 4,44 zł, USD/PLN 4,1830 zł, CHF/PLN 4,1170 zł, a GBP/PLN 5,2550 zł.
Ta poranna stabilizacja notowań może wydłużyć się na cały dzień. W piątek brakuje bowiem istotnych publikacji makroekonomicznych, które mogłyby wstrząsnąć rynkami i nadać im nowej dynamiki. Ten spokój będzie dodatkowo wzmagał koniec tygodnia, a także dalsze "trawienie" wczorajszej decyzji ECB oraz czekanie na przyszłotygodniowe wyniki posiedzenie amerykańskiej Rezerwy Federalnej (Fed). Stąd też na koniec dni notowania złotego nie będą istotnie odbiegać od obecnych. Aczkolwiek, odreagowując wczorajszy ruch, może on być nieznacznie mocniejszy.
W czwartek Europejski Bank Centralny, pozostawiając stopy procentowe bez zmian (główna: 0,00 proc.; depozytowa: -0,40 proc.), zdecydował się wydłużyć i skorygować wartość programu QE. Program ten, który był przewidziany do marca 2017 roku, został wydłużony do końca 2017 roku (bank dokonał też technicznej korekty jeżeli chodzi o kupowane aktywa). Jednakże, od kwietnia ECB będzie skupował aktywa o wartości 60 mld EUR miesięcznie, a nie 80 mld EUR jak obecnie. Ta decyzja rozminęła się z rynkowymi oczekiwaniami, które mówiły o wydłużeniu programu o 6 miesięcy i utrzymaniu jego obecnej wartości. Tym samym Mario Draghi tym posunięciem jednocześnie chciał zjeść przysłowiowe ciastko i je wciąż mieć. Jednocześnie bowiem wydłużył programu QE, ale też dał wyraźny sygnał, że powoli program będzie ograniczany.
Proste podsumowanie skali potencjalnych zakupów w obu przypadkach pokazuje, że wersja ECB oznacza skup większy o 60 mld EUR niż zakładał rynek. Tak też to zinterpretowali inwestorzy. Euro gwałtownie się osłabiło do dolara, a europejskie indeksy wzrosły. Nie można jednak zapominać, że decyzja ECB oznacza pierwszy krok w kierunku ograniczania skali ekspansywności polityki monetarnej w strefie euro, co będzie stanowić czynnik wspierający wspólną walutę, podnoszący rentowności europejskiego długu oraz zwiększający presję na sprzedaż akcji.
Złoty zareagował osłabieniem na wczorajsze wyniki posiedzenia ECB. Nie był w tym odosobniony. Podobnie reagowały też inne walut regionu (m.in. węgierski forint). Reakcja ta była przede wszystkim pochodną silnego spadku kursu EUR/USD, niż głębszego spojrzenia na decyzję ws. programu QE. Niemniej jednak trzeba mieć na uwadze, że w dłuższym terminie wychodzenie z tego programu będzie mieć negatywne przełożenie na notowania złotego, który mocno na nim korzystał.
Czwartkowe decyzja ECB powoli odchodzi w niepamięć, a rynki już powinny spoglądać w kierunku przyszłotygodniowego posiedzenie amerykańskiej Rezerwy Federalnej (Fed). Powszechnie się oczekuje, że stopy procentowe w USA wzrosną o 25 punktów bazowych. Taka decyzja w dużej mierze jest już zdyskontowana przez rynek walutowy. W cenach nie ma natomiast jeszcze oczekiwanych 3 podwyżek stóp w USA w 2017 roku. Dlatego też w nieco dłuższym horyzoncie czasu perspektywa dalszego zaostrzenia polityki monetarnej przez Fed będzie wspierać dolara, podnosić rentowności długu i drenować kapitał z rynków wschodzących. Stąd pierwsza połowa przyszłego roku powinna stać pod znakiem utrzymującej się słabości złotego.
Wczorajsza reakcja na posiedzenie ECB zakończyła korektę na złotym. Obecnie z punktu widzenia polskiej waluty istotna będzie decyzja Fed, a w mniejszym stopniu dane makroekonomiczne z polskiej gospodarki (w przyszłym tygodniu będą to m.in. raporty o inflacji, bilansie płatniczym, zatrudnieniu i wynagrodzeniach). Niemniej jednak, raczej należy przygotować się na słabszego niż mocniejszego złotego. Szacuję, że na koniec grudnia za euro trzeba będzie zapłacić 4,45 zł, dolar podrożeje do 4,28 zł, a szwajcarski frank będzie kosztował 4,17 zł.
Powyższy tekst stanowi wyraz osobistych opinii i poglądów autora i nie powinien być traktowany jako rekomendacja kupna bądź sprzedaży papierów wartościowych.
Marcin Kiepas