Anglicy zaskoczyli. Eurodolar znów próbował ruchu w górę
Anglicy zaskoczyli. Eurodolar znów próbował ruchu w górę
Bank Anglii zaskoczył dziś inwestorów, ponieważ nie obniżył stopy procentowej. Powszechnie zakładano (choć na pewno nie była to stuprocentowa wycena), że nastąpi ruch z 0,5 proc. do 0,25 proc. - po to np., by podbijać konkurencyjność brytyjskiego eksportu czy ogólnie pobudzać gospodarkę.
Trochę na fali takiego robienia dobrej miny na wartości zyskało dziś – po decyzji BoE – euro w stosunku do dolara. Ba, widać było skok do 1,1165. Niby to wysoko, ale jednak nie jest to nawet poziom maksimów z 5 lipca (wtedy było ok. 1,1180), nie mówiąc o linii trendu łączącej szczyty z 3 maja i 9 czerwca. Co więcej, po południu czy też wczesnym wieczorem jesteśmy już w pobliżu 1,11 i impuls na rzecz euro dogasa.
Publicznie wypowiedział się dziś w Idaho przedstawiciel Fed – Dennis Lockhart. Zaleca w kwestii stóp podejście ostrożne i cierpliwe. Stwierdził co prawda, że czerwcowe dane z rynku pracy (nie mylić z tragicznymi majowymi) były "silne i szeroko umotywowane", ale zwrócił też uwagę na niepewność związaną z Brexitem. Jednocześnie podkreślił, że sama decyzja referendalna Brytyjczyków nie wpłynęła na ścieżkę wzrostu gospodarczego w USA.
Mamy tu więc typowe dla wielu członków FOMC przemieszanie wątków i wzajemne łagodzenie konkurencyjnych tez. Zaiste, dobry bankier i analityk musi mieć dwie równie silne ręce ("on the other hand..."). Fed z jednej strony – ustami Lockharta i innych – uspokaja, z drugiej jednak zostawia sobie Brexit, Chiny, rynek pracy i inne czynniki jako wymówkę przed odcinaniem rynków finansowych od taniego pieniądza.
Po takich wypowiedziach znów będzie spadać wiara rynków w to, że Fed podwyższy stopy. Faktem jest jednak, że na dnie pro-dolarowego baku wciąż jest trochę paliwa. Bo jeśli nie Fed, to kto? Bank Japonii, Bank Anglii, Europejski Bank Centralny – wszystkie one grają bardzo luźno, to Fed jak na razie jako jedyny podniósł stopy (w grudniu 2015 – spory kawałek czasu temu), to Fed wciąż jeszcze pro forma podkreśla, że kolejny taki ruch jest możliwy. Co więcej, Europa ma liczne swoje problemy – sam Brexit może się okazać zawirowaniem, do tego dochodzą problemy Grecji, Hiszpanii czy Portugalii (które w każdej chwili mogą eskalować), mamy też poważne problemy banków włoskich (czego echem była ostatnia decyzja UniCredit o sprzedaży papierów Pekao) czy samego Deutsche Banku. W tej sytuacji dolar może być (nie)pewnym safe heaven.
Warto pamiętać, że od stycznia 2015 wykres EUR/USD w zasadzie nie wychodził ponad rejon 1,15 – 1,17. U dołu zaś testował parę razy okolice 1,05 i nawet niższe. Teraz jednak nie liczymy na szybką, spokojną wędrówkę do tego obszaru – aż tyle paliwa chyba nie ma. Tym niemniej może być tak (powinno tak być, o ile rynki nas czymś nie zaskoczą), że dolar będzie się utrzymywać na względnie mocnych poziomach. Innymi słowy – zakres 1,08 – 1,12 wydaje się nam mimo wszystko bardziej prawdopodobny niż ponowny atak na 1,15 – 1,17, jeśli mówimy o perspektywie najbliższych kilku tygodni czy nawet miesięcy. Wszystko to – rzecz jasna – ceteris paribus...
Na złotym
Złoty polski właściwie powinien dziś tracić, bo powszechny pogląd był taki, że to obniżka stóp w Anglii będzie impulsem na rzecz walut wschodzących. Jeśli jej więc nie było, to PLN powinien oberwać po skrzydłach.
Pewnym zaburzeniem tego, jeśli chodzi o parę USD/PLN, były skutki chwilowego wzrostu eurodolara. USD/PLN zwykle odbija ruchy głównej pary (symetrycznie), tak więc mieliśmy krótko po 13:00 zejście aż do 3,95. Teraz jednak na głównej jest 1,11 (chwilami nieco więcej), więc u nas zbliżamy się do 3,97.
Na EUR/PLN notujemy 4,41 – na pewno nie ma jakiegoś szczególnego przełomu, jeśli chodzi o ostatnie dni. Na GBP/PLN już wczoraj dobijaliśmy do 5,30, później (wieczór, noc) funt się osłabił, notowano 5,20 – ale to w przekonaniu, że na Wyspach oprocentowanie pójdzie w dół. Nie poszło – i dziś powstała biała świeca z górnym knotem badającym opór w pobliżu 5,34. Teraz jesteśmy jednak poniżej 5,30, sytuacja się uspokaja.
Jutro ważna rzecz – decyzja agencji Fitch na temat naszego ratingu. Generalnie panuje pogląd, że ruszona zostanie najwyżej perspektywa. To byłoby sensowne: delikatne pogrożenie palcem z sugestią, że "mamy na was oko", przy jednoczesnym przyznaniu, że z gospodarką tak źle nie jest, a z zamieszań politycznych nie zrodziła się ani ludowa rewolucja, ani dyktatura.
Powyższy tekst stanowi wyraz osobistych opinii i poglądów autora i nie powinien być traktowany jako rekomendacja kupna bądź sprzedaży papierów wartościowych.
Tomasz Witczak